sobota, 30 marca 2013

Rozdział 3


Zmieniamy się. I ja, i on. Próbujemy znaleźć w sobie coś, co zadowoli drugą osobę. Wiem o tym tylko dlatego, że ja staram się to osiągnąć. I w końcu zbliżamy się do siebie na nowo. Jakbyśmy mieli nadzieję, że w końcu znajdziemy to cudowne szczęście. Problemem jest fakt, że nie umiemy do niego dotrzeć... Bo zawsze kiedy wydaje nam się, że już teraz będzie dobrze, to coś pęka. Zupełnie jakbyśmy wracali na start. Aaron chce trzymać wszystko w sekrecie przez co czuję się jakby całe szczęście próbował kraść tylko dla siebie. Nie umiem tak. Mówią, że nie można mieć wszystkiego na raz. I to jest chyba mój problem, bo ja bym chciała. Ale może takie jest właśnie życie z ideałem… Ściskam w ręku jedno z naszych wspólnych, sekretnych zdjęć i zastanawiam się dlaczego to właśnie on? Czemu to Aaron Ramsey tak mocno zawrócił mi w głowie i czemu to z nim chcę związać się na długie lata? Tak, długie lata. Przecież podświadomie tego chcę, a upewniam się w tym przekonaniu za każdym razem, kiedy widzę jego uśmiech, nienagannie zaczesane włosy, dość oryginalną barwę oczu i ten kilkudniowy zarost, który według mnie tak bardzo mu nie pasuje. Jest moją pierwszą wielką miłością. Moim pierwszym życiowym i łóżkowym partnerem. Może dlatego tak łatwo przychodzi mi wybaczanie mu grzechów? Może właśnie dlatego jestem w stanie znosić tak wiele? Mam dopiero 20 lat, a już teraz nie widzę po za nim świata. Może to normalne? Przecież tutaj, w Londynie, nie tylko ja tak mam. Może to jakiś klucz do zrozumienia Wilshere’a i jego miłości do Lauren? A może właśnie, tak nie powinno być? Mam 20 lat i od 5 lat jednego chłopaka. Czy nie powinnam przypadkiem próbować innych rzeczy? Poznawać innych facetów i to dopiero spośród nich wybierać faceta mojego życia?
-Co robisz? – z moich rozmyślań wyrywa mnie Carl. Dopiero teraz zauważam, że zdołał posprzątać po obiedzie, który przyniósł dziś z jakiejś tajskiej knajpy. Odruchowo odrzucam na bok zdjęcie z Aaronem i spoglądam na niego. Nie pozwala mi nic powiedzieć, przecież tak dobrze nas zna. – Znowu się pokłóciliście? Dlatego wyszedł, tak?
-Nie powinien był tu w ogóle przychodzić… - rzucam krótko i spoglądam smutnym wzrokiem na Jenkinsona, który jak na zawołanie siada koło mnie i mnie przytula.
-O co poszło? – marszczy brwi i zaczyna bawić się swoim telefonem.
-O to zdjęcie w gazecie… - rzucam cicho, jakby w obawie, że ktoś usłyszy.
-Chodź tu… - przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie i mocniej przytula. Sama nie wiem, kiedy moje łzy zaczynają ciec po moich policzkach zostawiając po sobie ślad na jego bluzie. Nie wiem też, kiedy ostatnio tak się złamałam i okazałam w ten sposób moją słabość. Zazwyczaj w takich momentach po prostu krzyczałam na Aarona i przestawałam być miła. Teraz płakałam…


Następnego dnia sen z moich powiek spędza mi dźwięk mojego telefonu. Przeciągły dźwięk dzwonka nie daje za wygraną i w efekcie muszę nacisnąć zieloną słuchawkę.
-Czego? – rzucam dość niemiło nie sprawdzając nawet kto dzwoni o tak nieludzkiej porze.
-Cześć siostrzyczko… - po drugiej stronie słyszę stonowany głos mojego brata, co sprawia, że automatycznie podnoszę się do pionu.
-Cześć Rick… - przecieram wolną dłonią oczy i staram się w pełni rozbudzić. – Coś się stało?
-Jeszcze nie, ale zaraz się stanie – nie zwracam uwagi ton jego wypowiedzi, tylko na to, że wciąż czuje worki pod moimi oczami powstałe jako następstwo płaczu. – Widziałaś dzisiejsze gazety?
-Niee… - rzucam dość ospale i powoli się przeciągam. – A powinnam?
-Myślę, że powinnaś być główną zainteresowaną – wydaje mi się, że jego głos przybiera nieco surowszą barwę. – Ty i Ramsey….. Cholera! Wróciłaś do niego?!
-Rick, przestań… - próbuje go uspokoić, przecież jest moim bratem i powinien mnie wspierać.
-Nic mi nie powiedziałaś! – nie spuszcza z tonu, a mi wydaje się, że wręcz przeciwnie ciągle go wzmacnia. – Kiedy do niego wróciłaś?! Chcesz znowu skończyć jak wtedy?!
Tak mój brat Rick. Nie wie o niczym… Zupełnie nie wie, o tym, że ja i Aaron  najpierw spotykaliśmy się w tajemnicy, a potem, po jego wyjeździe, zamieszkaliśmy razem. Cały czas żył w przekonaniu, że od kiedy odmówiłam mu wyjazdu do Newcastle, radziłam sobie sama. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Dlatego teraz stałam w punkcie, w którym nie wyobrażałam sobie życia bez Walijczyka. Nie miałam jednak, co dziwić się mojemu bratu. Setki artykułów o przygodach Aarona sprawiło, że na jakiś czas zamknęłam się w pokoju i nie chciałam wychodzić nawet do łazienki. Wszystko traktowałam jak karę, nawet to, że Ricky zaglądał do mnie i przynosił mi posiłek.
-Lea, jesteś na każdej okładce w Newcastle… - zamurował mnie. Nie wiedziałam co zrobić, ani co mu odpowiedzieć.
-A po co mamy się kryć? – rzuciłam po chwili ciszy. – Mamy się kryć i udawać,  że nie jesteśmy parą?
-Gdyby ten chłopak miał choć trochę rozumu, szacunku do Ciebie i  gdyby wiedział przez co przechodziłaś to tak… Poprosiłby Cię o to,  żebyście się ukrywali – burknął.
-Wyobraź sobie, że to zrobił – rzuciłam dość szorstko, nie zważając zupełnie na to, że rozmawiam z osobą, która mnie wychowywała. – Ukrywaliśmy się od tej jego pieprzonej kontuzji. Od momentu, w którym odwiedziłam go w tym szpitalu. Tylko, że każda dziewczyna miałaby już na moim miejscu dość, Rick.
-O czym ty mówisz, Lea? – nigdy przez jego myśl nie przeszłoby to, że Aaron  będzie miał o czymś takie samo zdanie jak on sam.
-O tym, że od półtorej roku jestem z Ramseyem, że od roku mieszkamy, a raczej mieszkaliśmy razem. – przerwałam głośno przełykając ślinę. – Ale nie martw się… Już raczej nie zobaczysz nas w żadnej gazecie…
-Lea, zapytam się Ciebie po raz ostatni. O czym ty mi opowiadasz? – był lekko zniecierpliwiony, ale jednak w dalszym ciągu kontynuował rozmowę.
-Już o niczym… - poczułam jak mój głos się łamie. – Nic ważnego, Ricky. Muszę kończyć. Pa.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i cisnęłam telefonem w poduszkę. Nie miałam ochoty na dalszą rozmowę z moim bratem. Co więcej, nie wiedziałam co się działo między mną i Aaronem i czułam się coraz bardziej zagubiona. Poczułam nagłą ochotę na spotkanie z nim, dlatego po chwili odkopałam mój telefon i wykręciłam jego numer. Długo nie czekałam na to, aż odbierze.
-Lea? – jego głos sprawił, że momentalnie się uśmiechnęłam. – Możesz zadzwonić później? Miałem właśnie wychodzić z szatni na boisko.
-Jasne… - dopiero teraz spoglądam na zegarek i z bólem serca stwierdzam, że to jednak możliwe i lada moment może się zacząć trening Arsenalu. – W takim razie przyjedź po mnie po treningu….
-Dobra.. Będę od razu po nim. Kocham Cię… - szepcze, a ja zastanawiam się czy przy kolegach też wstydzi się mówić o swoich uczuciach.  

Chwilę temu widziałam przez okno samochód Aarona podjeżdżający na chodnik po drugiej stronie ulicy. Nie mam zamiaru czekać, aż pojawi się tutaj na górze. Wciskam więc na stopy czerwone szpilki, łapię za skórzaną torebkę i kremowy płaszczyk i niemal wybiegam z mieszkania. Na schodach mijam się z Carlem, który nuci coś sobie pod nosem, a ja jestem pewna, że to jedna z przyśpiewek kibiców Arsenalu. Całuję go przelotnie w policzek i proszę, żeby na mnie nie czekał.
-Łóżko jest twoje! – śmieję się zbiegając pospiesznie ze schodów i o mało nie skręcając swojej kostki, kiedy źle postawiłam nogę. W efekcie wpadam tylko na Aarona swoimi dłońmi wspierając się o jego tors. Spogląda mi w oczy i nic nie mówi. Ja też milczę, posyłając mu jedynie wymowny uśmiech. Ostrożnie odsuwam swoje dłonie od jego klatki piersiowej i narzucam na siebie płaszczyk. Czuję na sobie jego wzrok, ale zwyczajnie boję się odezwać. Boję się, że moim głosie pozostał jeszcze cień wczorajszej rozpaczy.
-Nie musiałaś zbiegać… - wzdycha dosyć ciężko, w dalszym ciągu uważnie mi się przyglądając. – Miałem właśnie iść po Ciebie.
-Tak jest okej… - śmieję się, a następnie ostrożnie ciągnę go za rękę w stronę wyjścia z bloku. – No chodź… Chyba nie chcesz siedzieć na klatce.
-Co się stało, że nagle zmieniłaś zdanie? – obraca się, drapie lekko po podbródku i rusza za mną. – Wczoraj nie chciałaś mnie znać. Wygoniłaś mnie z mieszkania…
-Rick – przerywam mu, nie nawiązując z nim kontaktu wzrokowego. – Powiedziałam o nas mojemu bratu…
-Co zrobiłaś? – czuje jak łapie mnie za nadgarstek i przyciąga mnie lekko do siebie.
-Jesteśmy… - spoglądam w jego ciemne tęczówki i boję się. Boję się mu powiedzieć o tej cudownej wiadomości jaką przekazał mi brat. – Jesteśmy w każdej gazecie w Newcastle…
-Co Ty…? – puszcza mnie i lekko się śmieje, ale po chwili ponownie przybiera poważny wyraz twarzy. – Czemu akurat Newcastle?
-Też chciałabym wiedzieć. – rzucam dość obojętnie i bez jakiegokolwiek zawahania kieruję się w stronę drzwi pasażera, a po chwili wsiadam do jego samochodu. – Nie mamy już wyjścia, Aaron.
-O, przestań… - spogląda na mnie robiąc tą charakterystyczną lekko zrezygnowaną minę. – Kocham Cię, ale…
-Aaron! – wołam go i sprawiam, że po prostu opiera swoją głowę o kierownicę. – Postaw mi obiad, a coś na pewno wymyślimy…
Kiwa powoli głową, a następnie podnosi ją do głowy i odpala samochód. Zamierzam mentalnie przygotować się do kolejnych długich godzin spędzonych w jego mieszkaniu. Uważnie spoglądam na widoki za szybą samochodu: ludzi mijających się w biegu, kolorowe billboardy, czerwone budki telefoniczne i autobusy o tym samym wdzięcznym kolorze. Zatłoczone ulice i….
-Trafalgar Square? – podnoszę do góry lekko jedną brew i spoglądam z zaskoczeniem na mojego chłopaka. – Myślałam, że…
-Znam w okolicy całkiem ciekawą restaurację… - nawet na mnie nie spogląda, wręcz przeciwnie wydaje mi się, że jeszcze bardziej skupił swój wzrok na drodze.
-Dziękuję… - szepcę cicho i ponownie wbijam wzrok w szybę. Wiem jak wiele musi kosztować go spełnienie mojego jednego marzenia.
-Nie masz za co… - mruczy cicho, po chwili swoją dłoń kierując na moje udo. – Już dawno powinienem był Cię tutaj zabrać…
-Aaron, ja… - zaczynam mówić, ale po chwili mi przerywa.
-Przestań… Jesteś moją dziewczyną. – kręci głową i tak zabawnie marszczy nos, że na mojej twarzy mimowolnie gości uśmiech. – Miałaś prawo wymagać ode mnie takich gestów. Jezu, jakim ja byłem idiotą, Lea!
-Owszem byłeś idiotą. – śmieję się, sięgając swoją dłonią do jego włosów, a następnie je delikatnie przeczesując.
-Ej… - widzę jak lekko się burzy. – Chyba nie było, aż tak źle.
-Boże za co ja go kocham? – teatralnie wznoszę ręce do góry, a po dłużej chwili ukradkiem spoglądam na twarz Aarona.
-Za te wszystkie akrobacje w łóżku? – widzę jak przygryza górną wargę.
-Aaron! – wybucham śmiechem i lekko ściskam jego dłoń. – Gdzie ta restauracja?
Rozglądam się uważnie i zdaję sobie sprawę z tego, że tą uliczką już przejeżdżaliśmy.
-Może odpuścimy ten obiad? – spogląda przelotnie na mnie, a następnie wraca do uważnego obserwowania drogi.
-Zgłodniałam. – śmieję się i kręcę głową. – Przyznaj, że od początku chciałeś mnie wozić po mieście aż do momentu, w którym nie poddam się i nie zgodzę na seks w twoim mieszkaniu.
-Lea… - widzę jak uśmiech gości na jego twarzy, a on sam lekko kręci głową. – Dobra, masz rację. Daj mi dwie minuty i będziemy na miejscu.
Wzdycham ciężko i śmieję się pod nosem. Może Aaron wcale nie zmienił się tak mocno. Może nadal jest tym samym beztroskim piłkarzem, któremu w głowie jedynie mecze, fifa i seks. Przymykam powieki i odchylam do tyłu głowę. Dopiero teraz skupiam się na tym, że w samochodzie roznosi się zapach jego perfum, a ja mogę dowolnie się nimi zaciągać.  Czuję jak samochód zatrzymał się i odruchowo sięgam do zapięcia pasa.
-Zostań w środku – rozkazuje mi, a chwilę później wybiega z samochodu tylko po to, by obiec go dookoła i móc otworzyć mi drzwi. Niczym dżentelmen wyciąga do mnie dłoń i pomaga mi wysiąść. Kręcę lekko głową i spoglądam mu w oczy.
-Rany, Aaron… - śmieję się i czuję jak przyciąga mnie bliżej siebie. – Bo naprawdę uwierzę,  że się zmieniłeś.
-Uwierz – śmieje się, puszczając mi oko. – Po obiedzie pojedziemy do mnie?
-Jesteś niemożliwy, Ramsey! – wybucham śmiechem, a w odpowiedzi czuję jak jego silne ramię obejmuje mnie i przyciąga do siebie.
-Ty Wall, wcale nie jesteś lepsza. – wystawia mi język, a po chwili dodaje. – Ale kocham Cię jak wariat.
Uśmiecham się szeroko i spoglądam mu w oczy. I wtedy to się dzieję. Sama nie wierzę, że pośrodku zatłoczonego chodnika Walijczyk odciska swoje wargi na moich. Powoli zaczynam tonąć w namiętnym pocałunku. Jestem w jeszcze większym szoku, niż kiedy pomagał mi wysiąść z samochodu. Dookoła nas jest zatłoczony chodnik, parking i ulica. Mijają nas setki ludzi zmierzających ze szkoły, pracy, do pracy i na spotkania, ale Aaron po raz pierwszy nie zwraca na to uwagi. Po prostu mnie całuje przy nich wszystkich, a ja nie myślę teraz o niczym innym, niż niesamowity smak tego pocałunku. Bo nie smakuje on już tylko Aaronem, ale też jakimś nowym etapem w naszym związku, w naszych życiach.



-Ślicznie dziś wyglądasz… - rzuca jakby od niechcenia, kiedy siedzę i popijam wino, które przed chwilą przyniósł mi kelner.
-Aaron… - śmieję się i wywracam oczami. – Ty też wyglądasz dzisiaj całkiem nieźle.
Zupełnie odruchowo przygryzam dolną wargę i zaglądam mu w oczy. Zdaje sobie sprawę z tego, że naprawdę nie jestem w stanie wytrzymać bez niego ani jednego dnia. Jest dla mnie jak najdroższy narkotyk. Uzależnia mnie od siebie i nie jestem w stanie skupić swoich myśli na niczym innym niż on sam.
-Powiesz mi co powiedziałaś Rickowi? – przygląda mi się jeszcze uważniej, a ja jestem pewna, że cały swój wzrok skupia właśnie na moich ustach.
-Przyznałam się, że jesteśmy razem… - spuszczam wzrok, bo już nie wiem jakiej reakcji mam się spodziewać. – Wie, że od tego złamania coś się między nami działo. Wie jak długo jesteśmy parą, wie, że mieszkaliśmy razem…
-Wie, że sprzedałaś mieszkanie? – przerywa mi i opiera się wygodniej o oparcie swojego krzesła.
– Nie, tego nie wie. – kręcę głową i skupiam się na skubaniu nóżki od naczynia, w którym znajduje się wino. – I niech na razie się nie dowiaduje. Zabiłby mnie…
-Lea, wcale się nie zmieniasz… - kręci z niedowierzaniem głową, a następnie ciężko wzdycha. – Nie możesz każdej swojej decyzji uzależniać od twojego brata.
-To jedyna osoba jaka mi została. – warczę cicho i zaciekle spoglądam teraz na Aarona.
-Przepraszam… - spuszcza lekko głowę. – Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
Na chwilę między nami zapanowała niezręczna cisza przerywana jedynie dźwiękiem odstawianej lampki wina.


Dobra ten rozdział dojrzał już chyba wystarczająco i pora go dodać. Taka mała zmiana u Aarona, ale nic na przyszłość nie zdradzę. Zaczęłam to pisać i teraz muszę skończyć. To znaczy.... Pisze mi się to naprawdę lekko i przyjemnie, ale mój czas  w tym semestrze jest mocno ograniczony i ciężko mi się wyrabiać ze wszystkimi opowiadaniami. Dlatego mam nadzieję, że to będzie pierwsze opowiadanie, które skończę. Mam nadzieję, że nie zapomniałyście o tym blogu po miesięcznej nieobecności.  Czekam na Wasze opinie. Pozdrawiam.
P.S. Wesołych Świąt Wielkanocnych.